cyfranekblog@protonmail.com - rynek e-booków, czytników książek: Amazon Kindle, PocketBook, Tolino, Rakuten Kobo, Bookeen Cybook, Icarus, Nolim, Sony, TrekStor, Dibuk Saga, Nook, Onyx Boox.
Doceniasz moją twórczość? Postaw mi kawę...
„Indie Spółka z o.o.” Joanny Irzabek dość szybko przeczytałem od razu po zakupie, bo byłem jej bardzo ciekaw.... i jeszcze szybciej o niej zapomniałem. Gdyby nie dzisiejszy wpis przeczytany na FB „Na zdjęciu - nowy nabytek prosto z Polski. Czytaliście?”, pewnie bym o napisaniu recenzji przypomniał sobie dopiero za czas jakiś dłuższy, albo i nie.
Pomimo tego, że książka szybko przeleciała przez ekran mojego czytnika, nie czytało mi się dobrze. Znaczna część jest pisana jest rwanym stylem gazetowym, gdzie niemal każdy akapit jest jak podtytuł artykułu prasowego gdy trzeba się zmieścić na stronie między zdjęciami i reklamami. Każdy „podtytuł” poświęcony jest komuś innemu lub innemu problemowi a wszystko luźno spina temat jakby na szybko poskładanego artykułu (przepraszam, miało być - napisanego rozdziału książki). Wątek się urywał, utykał, gubił w kolejnych „podrozdziałach”. W końcu brakowało widocznej myśli przewodniej.
Autorka swoje indyjskie doświadczenia zbierane na potrzeby książki zrazu opiera na zdaniu przewodnika organizującego turystom ze świata wycieczki po bombajskim slumsie. Moim zdaniem pisarka pada więc klasyczną ofiarą naciągaczy związanych z turystyką, którzy powiedzą i obiecają wszystko, byle im zawierzyć swój czas i pieniądze. Zapewne są gdzieś tam uczciwi przewodnicy, rikszarze, taksówkarze, naganiacze, młodzi studenci chcący się przy okazji podszkolić w angielszczyźnie, zapewne można ich w Indiach znaleźć i mam nadzieję, że na takiego trafiła autorka. Wierzę, że i ja kiedyś na takich w Indiach trafię. Ale wszyscy, którzy w indyjskich atrakcjach turystycznych bywali, niech sami ocenią ile takich osób tam można spotkać i jakim mogą być wiarygodnym źródłem informacji. Mam nadzieję, że autorka zweryfikowała u innych to, co usłyszała od przewodnika.
„Dźitu, okrągły, niewysoki i sympatyczny jak Miś Colargol, odkłada na przyszły biznes skórzany, pracując jako przewodnik po Dharawi – największym i najlepiej zorganizowanym slumsie Indii mieszczącym się w centrum Mumbaju. Przewodnik, tłumacz lub organizator spotkań zagranicznych dziennikarzy z bohaterami ich przyszłych materiałów to zawód z przyszłością. Masa zatroskanych turystów, wścibskich dziennikarzy, fotografów i filmowców uwielbia ten kawałek mumbajskiej dżungli.”
„Indie Spółka z o.o.” Joanna Irzabek
Tak więc znaczna część książki upływa na próbach opisania przedsiębiorczości Indusów, głównie na przykładzie Mumbaju. Autorka, choć obraca się głównie wśród klasy średniej, stara się pokazać dość duże spektrum - od segregacji śmieci w slumsach po komputerowe serwerownie. Raz po raz powracają w tekście obrazy z imprez i wizyt bombajskich barach w towarzystwie przedstawicieli indyjskiej klasy średniej rozdyskutowanej o planach i sposobach ożenku.
Recykling na ulicy (Kolkata 2012 r.)
Ciekawie zaczyna się robić dopiero pod koniec książki, gdzie pojawiają się tematy bardziej poparte wywiadami i dłuższe wątki. Tu autorka podejmuje temat fermentu społecznego i politycznego. Bierze pod uwagę dwa nurty. Pierwszy został wywołany bezwzględnym wykorzystywaniem niskiej świadomości ludzi mieszkających na terenie nowych wielkich inwestycji (zapory na rzece Narmadzie i jej dopływach). Drugi jest bardziej współczesny i wynika ze skandali korupcyjnych, które zmiotły dominację Indyjskiego Kongresu Narodowego a wyniosły do władzy Indyjską Partię Ludową.
Mam nadzieję, że książka znajdzie zadowolonych czytelników, ponieważ podejmuje aktualne problemy indyjskiego społeczeństwa. Chętnie przeczytam kolejne książki autorki. Ale jeśli można mieć prośbę, to bym wolał takie, pisane z myślą o starszym czytelniku, który tradycyjnie podchodzi do czytania i chce podążać za w miarę ciągłym wątkiem opowieści i widzieć dążenie do realizacji myśli przewodniej sugerowanej tytułem rozdziału.