905 Obserwatorzy
21 Obserwuję
cyfranek

Cyfranek - Cyfrowe Czytanie

cyfranekblog@protonmail.com - rynek e-booków, czytników książek: Amazon Kindle, PocketBook, Tolino, Rakuten Kobo, Bookeen Cybook, Icarus, Nolim, Sony, TrekStor, Dibuk Saga, Nook, Onyx Boox. 

Doceniasz moją twórczość? Postaw mi kawę...

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Kupiłeś książki w Legimi? Sprawdź, czy jeszcze je masz...

Polski rynek e-booków jest młody i słabo rozwinięty. Mamy już kilka fajnych jaskółek, ale ilość czytanych książek w ogóle a udział e-booków w szczególności jednak chyba nikogo nie zachwyca. Raz po raz pojawiają się opinie za i przeciw książkom w formie papierowej i elektronicznej. A to książki papierowe pachną i szeleszczą, a to ładnie wyglądają na półce, a to można je przekazać w spadku. A to z drugiej strony e-booki są poręczniejsze w czytniku, a to łatwiej się z nimi pomieścić w ciasnym mieszkaniu, a to znowuż mają wysoki VAT i nie można ich odsprzedać.

 

Ja jednak albo mam za słaby węch do papieru, albo ograniczony słuch do szeleszczących kartek, więc dawną część książek czytam w wersji elektronicznej. Zdaję sobie sprawę z ograniczeń polegających na mniejszej ofercie e-booków w porównaniu z książkami papierowymi, godzę się na razie z tym, że e-booków nie mogę odsprzedać, nawet czasami akceptuję cenę niewiele odbiegającą od ceny książki wydrukowanej. Trudno mi jednak zaakceptować jeszcze jedną niedogodność rynku książki elektronicznej, której doświadczyłem na moim koncie w Legimi. Oto pojawił się w mojej głowie lęk o mój „ebookozbiór”.

 

Wirtualna półka w Legimi

 

Jak to się stało? Ano wyobraźcie sobie, że budzicie się pewnego pięknego dnia, wstajecie z łóżka i macie ochotę zacząć czytać książkę kupioną jakiś czas temu. I co? Półka jest pusta! Macacie ręką regał, przecieracie oczy, przepytujecie domowników, sprawdzacie czy się na pewno obudziliście, patrzycie w surducie, prawym bucie, lewym bucie, już podłogę chcecie zrywać... ale to nie zmienia rzeczywistości - części książek brak! Jeśli są to książki papierowe to sprawdzacie zamki w drzwiach. Ale co, jeśli chodzi o e-booki?

 

Problematyczny e-book

 

No cóż, w moim przypadku chodziło początkowo o jedną książkę, której z półki nie mogłem pobrać. Napisałem więc czym prędzej do wsparcia technicznego Legimi. Podałem datę zakupu i numer transakcji. Odpowiedź nadeszła po dwóch dniach - „nie znaleźliśmy żadnych nieprawidłowości”. Problem jednak pozostał, bo ja akurat nieprawidłowości znajdowałem za każdym razem! Odsyłacz generowany przez księgarnię do pobrania pliku pozostawał martwy. Przetestowałem na dwóch różnych przeglądarkach WWW i dwóch różnych komputerach. Efekt ten sam, czyli żaden - brak połączenia z plikiem.

 

 

Martwy odsyłacz choć „nie znaleźliśmy żadnych nieprawidłowości”

 

 

 

Ponowny list do Legimi z prośbą o wyjaśnienie martwych odsyłaczy spotkał się z lakoniczną odpowiedzią, która jednak lekko podniosła mi ciśnienie. Odpowiedź brzmiała tak „Nie pobierze Pan już tego pliku od nas ponieważ książka ta została zastąpiona wersją ze znakiem wodnym.” A ja swego czasu zapłaciłem właśnie za książkę z DRMem. Od razu przypomniał mi się cytat z „Misia”, zobaczyłem oczyma wyobraźni szatniarzy i niemal usłyszałem w głowie „Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi?”.

 

 

Po kolejnym liście pojawiło się jednak pozytywne rozwiązanie. Legimi zaproponowało zwrot pieniędzy za zakupioną książkę, do której nie mam dostępu. Zaakceptowałem takie rozwiązanie, ale tknięty złym przeczuciem postanowiłem sprawdzić jak wygląda reszta wirtualnej półki na moim koncie w księgarni. I półka okazała się bardziej wirtualna niż bym sobie tego życzył. Nie byłem w stanie pobrać kolejnych dziesięciu książek zakupionych w końcu 2011 i na początku 2012 roku. Wstyd się przyznać, ale nie wszystkie do tej pory przeczytałem. Ach te promocje... Było mi więc ich tym bardziej żal. Poprosiłem więc Legimi o zwrot pieniędzy również za resztę usuniętych książek. Przesłałem od razu listę, numery transakcji i daty zakupu. Tu jednak zaczęły się schody. Wcześniej w jednym z listów otrzymałem informację, że nie można mi udostępnić książek ze znakiem wodnym zamiast tych z DRMem. Teraz jednak zaproponowano mi wcześniej sugerowaną przeze mnie opcję czyli „znak wodny” zamiast „DRM”. Oczywiście się zgodziłem, ale znowu przyszło mi czekać kilka dni i nic się nie działo.

 

 

Jeszcze bardziej pusta półka

 

 

W akcie desperacji pomyślałem, że skasuję konto w Legimi i zasugerowałem, że skoro udostępnienie książek ze znakiem wodnym jest takie długotrwałe i najwyraźniej trudne, to może jednak księgarnia odda mi pieniądze. Tym razem książki szybko pojawiły się na moim koncie. Ufff!

 

Jedenaście książek, dziesięć dni, kilka listów, upominanie się „o swoje”, zero słów „przepraszamy” i parę chwil zwątpienia - oto książki mam znowu dostępne. Czym prędzej pliki pobrałem na dysk i pewnie za chwilę wypalę na płytce oraz wyślę na jakiś chmurowy dysk sieciowy (mając jednak w pamięci to, co spotkało nie tak dawno Woblink).

 

 

 

Przeglądałem regulamin i nie dopatrzyłem się informacji o tym czy i jak długo Legimi będzie udostępniało zakupione przeze mnie książki na serwerze księgarni. Ale nie chodzi w tym wszystkim o stan prawny lecz o zwykłe zaufanie czytelnika książek elektronicznych do księgarni je oferującej. Czytałem kiedyś wzmianki na blogu „Świat czytników” o znikaniu książek, gdy internetowa księgarnia zamyka swe podwoje. Czytałem głosy oburzenia, gdy Amazon kasował z czytników „1984”. Ale znikające po cichu, bez słowa wyjaśnienia czy przeprosin książki z istniejącej księgarni? Nie podoba mi się to!

 

 

Niestety porada konsumencka na dziś brzmi: lokalna kopia zapasowa plików pobranych z księgarni wydaje się jedynym sensownym rozwiązaniem w dłuższej perspektywie. Oby zaufanie czytelników, takich jak ja, było kiedyś na tyle duże, że nie będą myśleć o problemach z dostępem do zakupionych książek. Bo zwyczajnie nie będą mieli takiej potrzeby....

 

P.S.

Póki co idę na 17 Targi Książki w Krakowie i pewnie kupię sobie coś w papierze :)

 

P.P.S

W dzisiejszym (25 X 213 r.) liście od Legimi padło słowo "przepraszamy". Zawsze to jakiś miły gest :)